Zaczęło się właściwie na początku wakacji. W maju kupiłam rolki, co by poprawić kondycję, mój brat też sobie sprawił no i jeździliśmy. Nie minął pierwszy tydzień wakacji, a ja wylądowałam na SORze ze złamaną nogą. Sport to zdrowie, nie ma co. Jestem łakomczuchem do potęgi, przez tydzień nie wychodziłam z łóżka, a w dodatku zajmowała się mną babcia. Chyba wszyscy wiedzą, do czego to prowadzi. Zaczęłam chodzić, ale moje wyczynowe 2km dziennie, w porywach do 5, to raczej nędza. A nadal jadłam za trzech. Parę dni temu próbowałam przymierzyć sukienkę z mojej osiemnastki, bo zamierzam założyć ją na studniówkę. Wejść w kieckę - weszłam. Zapiąć się - zapięłam. Ale oddychać za Boga się nie da. Z ciekawości weszłam na wagę. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam na niej 60kg. Mam 155cm wzrostu, a ważę tyle, co mój chłopak - 175cm. Do studniówki co prawda jeszcze trochę czasu, ale wiem, że potrzebuję go trochę, żeby zrzucić 10kg. Najważniejsze, nie ulec pokusie.
|